Wydawnictwo Nowej Ery
BOK: +48 739 200 932
Z pamiętnika Wayne’a Dyera
dyer

Wayne Dyer – 74-letni autor pamiętnika ‚Tak miało być’

Jest okres Świąt Bożego Narodzenia. Kilka tygodni temu zbombardowano Pearl Harbor, a Ameryka została wciągnięta w wojnę. Obydwaj bracia mojej mamy służą w wojsku – jeden w Europie, drugi na Pacyfiku. Z ojcem nie mam już kontaktu. Ciągłe hulanki z innymi kobietami, nadużywanie alkoholu i regularne konflikty z prawem, w wyniku których kilkakrotnie trafiał do więzienia, doprowadziły ostatecznie do tego, że moja matka nie była w stanie dłużej z nim żyć. W pewnym momencie po prostu przestał wypełniać swoje ojcowskie obowiązki i zniknął. Moja mama żyje więc samotnie i ma do wyżywienia trójkę dzieci poniżej piątego roku życia. Kiedy musi jechać do pracy, zawozi trzech synów do swojej matki, która zajmuje się nimi przez cały dzień.

Razem z mamą i moimi dwoma starszymi braćmi czekam na autobus na Jefferson Avenue, we wschodniej części Detroit. Mamy na sobie kombinezony narciarskie, rękawiczki z jednym palcem, kalosze i nauszniki. Stoimy na przystanku autobusowym obok czegoś, co wygląda na dużą górę śniegu zepchniętego na pobocze przez pług. Szosa została posypana solą, która rozpuszcza nieprzerwanie padający śnieg, zmieniając go w obrzydliwą papkę. Przejeżdżająca przed nami ciężarówka obryzguje nas breją z taką siłą, że tracimy równowagę. Choć lądujemy bezpiecznie na gigantycznej stercie śniegu, jesteśmy przemoczeni.

Mama jest zrozpaczona – ma później iść do pracy, a jej ubranie jest pokryte brudną, słoną papką. Nie ukrywa rozdrażnienia. Odkąd odszedł od niej mąż, ewidentnie straciła kontrolę nad swoim życiem i z trudem udaje jej się związać koniec z końcem. Sytuacji nie poprawia utrzymujący się od jakiegoś czasu kryzys gospodarczy ani wojna światowa. Trudno jest znaleźć jakąkolwiek pracę, przez co mama jest w pełni uzależniona od skromnej pomocy ze strony swojej rodziny. Jej krewni również odczuwają jednak skutki długotrwałej zapaści ekonomicznej. To bardzo trudny okres, ponieważ brakuje wszelkiego rodzaju towarów, a wojna wciąż trwa.

dyer

Wayne z bratem

Moi dwaj bracia również są bardzo poruszeni. Pięcioletni Jim pró- buje pocieszyć mamę, a trzyletni David płacze wniebogłosy. A ja? Ja cieszę się swoim życiem. Czuję się tak, jakbyśmy leżeli na wielkim zamku ze śniegu i uczestniczyli w niezapowiedzianym przyjęciu. Mo- żemy się przecież dobrze bawić! Nie do końca rozumiem, dlaczego wszyscy są tak rozzłoszczeni i podenerwowani.

W pewnym momencie z moich ust wydobywają się następujące słowa: „Wszystko w porządku, mamusiu. Nie płacz. Możemy tu po prostu wszyscy zostać i pobawić się w śniegu”. Jestem dzieckiem, któremu rzadko zdarza się płakać. Zawsze staram się sprawić, że wszyscy poczują się dobrze i zaczną się śmiać – bez względu na to, co się w danym momencie dzieje. Jestem dzieckiem robiącym głupie miny, aby rozweselić smutne otoczenie.

Jestem małym chłopcem, który mówi: „Musi tu gdzieś być kucyk” nawet wtedy, gdy stoi przed piaskownicą wypełnioną gnojem. Nie wiem, w jaki sposób oddać się smutkowi. Najwyraźniej wykazuję naturalną tendencję do szukania jasnych stron rzeczywistości i niewiele uwagi poświęcam rzeczom, którymi wszyscy wokół się zamartwiają.

Według mojej mamy jestem najbardziej niezależnym i dociekliwym chłopcem, jakiego ona i pozostali członkowie jej rodziny kiedykolwiek widzieli. Od urodzenia mam pogodne usposobienie i bardzo się cieszę, że przyszedłem na ten świat. Kiedy miałem dziewiętnaście miesięcy, byłem prawie tak duży, jak Dave, który jest osiemnaście miesięcy starszy ode mnie. Próbuję rozśmieszać brata i dbać o to, żeby czuł się bezpiecznie. Odnoszę bowiem wrażenie, że się czegoś boi, źle się czuje i przez większość czasu jest smutny. Rzadko się uśmiecha. Dla mnie natomiast świat jest niezwykle fascynujący. Uwielbiam się po nim błąkać i go poznawać.

W okresie dorastania niczym się nie martwię. Wszystko, co widzę wokół siebie, wywołuje we mnie zachwyt i podziw. Chcę, żeby wszyscy byli szczęśliwi. Chcę, żeby wszystkie utrapienia mojej rodziny po prostu zniknęły. Jestem przekonany, że wcale nie m u s i m y być nieszczęśliwi tylko dlatego, że nasz ojciec jest takim dupkiem. Chcę, żeby moja mama nosiła w sercu radość, a nie cierpienie. Chcę, żeby mój starszy brat, Jim, przestał się tak bardzo martwić o mamę i swoich dwóch młodszych braci. Być może, jeżeli uda mi się ich rozweselić i zapewnić im dobrą zabawę, wszystkie problemy po prostu znikną.

Najwyraźniej nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego wszyscy są tacy ponurzy. Na świecie jest przecież mnóstwo ekscytujących rzeczy. Potrafię się całymi godzinami bawić łyżeczką albo pustym tekturowym pudłem. Uwielbiam wychodzić z domu i wpatrywać się w kwiaty, motyle albo bezpańskie koty, które cięgle przychodzą na nasze podwórko. Niemal przez cały czas przebywam w błogim stanie zachwytu i zdumienia. Ponadto zostałem obdarzony bardzo silnym charakterem. Nie pozwalam, żeby ktokolwiek mówił mi, co mogę, a czego nie mogę robić. Muszę samodzielnie odkrywać swoje granice. Kiedy słyszę od kogoś „nie”, po prostu się uśmiecham i dalej robię to, co nakazuje mi moja wewnętrzna jaźń – bez względu na to, co sądzą o tym dorośli.

Mam poczucie, że żyję w swoim własnym świecie – świecie, który jest radosny i pełen ekscytujących, nieograniczonych możliwości. Wiem, że czeka mnie wiele odkryć, których mogę dokonać samodzielnie. Bez względu na to, jak bardzo inne osoby próbują zepsuć mi nastrój, nigdy im się to nie uda, ponieważ przybyłem tu z wymiaru boskiego światła, którego nikt nie jest w stanie zgasić. Tym wła- śnie jestem – cząstką Boga, która nie zapomniała o tym, że Bóg jest miłością i że ja sam również jestem miłością.

ŹRÓDŁO: „TAK MIAŁO BYĆ” Wayne Dyer

dyer książka