O szczepieniach rozmawiamy z Gosią i Łukaszem, rodzicami 7-letniej Marceliny, która nigdy nie była szczepiona. Ich kolejne dziecko jest w drodze – jego też nie planują szczepić.
-
Szczepić czy nie?
Gosia: Przede wszystkim – mieć możliwość wyboru. Jesteśmy jedynym krajem w Europie, w którym stosuje się szczepienia obowiązkowe. My, jako rodzice, chcemy mieć wybór i wziąć za niego odpowiedzialność, bo w obecnym systemie, mimo że państwo zmusza mnie do szczepienia mojego dziecka, nie bierze za to odpowiedzialności. Jeśli u mojego dziecka po podaniu szczepionki wystąpi tzw. NOP, czyli niepożądany odczyn poszczepienny – nikt nie jest za to odpowiedzialny: ani lekarz, ani pielęgniarka, ani nawet producent szczepionki. Kiedy ja decyduję o odmowie szczepienia i mojemu dziecku dzieje się „nic” – muszę płacić grzywny i dochodzić swoich praw w sądzie. Jest to moim zdaniem absurdalne i niesprawiedliwe.
Łukasz: Oczywiście przy takich argumentach pojawiają się głosy o odpowiedzialności zbiorowej, ale zazwyczaj te głosy milkną, gdy zadaje się im proste pytanie: Czy jeśli Twoje zaszczepione dziecko i moje niezaszczepione dziecko zostaną narażone na którąś z chorób, to kto powinien się bardziej obawiać zarażenia? Twoje – wg Ciebie – zabezpieczone przed zarażeniem dziecko czy moje, które – Twoim zdaniem – nie jest odporne na tę chorobę? Czy jeśli boisz się, że moje dziecko przyczyni się do ponownej epidemii krztuśca, na które twoje dziecko jest szczepione, to znaczy, że nei do końca wierzysz w moc szczepień? To błędne koło.
-
Dlaczego zdecydowaliście się na nieszczepienie swojego dziecka?
Ł: Moja siostra cioteczna ma autyzm. Oczywiście wszyscy wiemy o tym, że autyzm podobno wcale nie bierze się ze szczepień, ale jak wytłumaczyć rodzicom fakt, że ich dobrze rozwijająca się 2-latka po podaniu szczepionki skojarzonej w 3 tygodnie zatrzymała się w rozwoju i zaczęła być „inna”? W przypadku mojej siostry nawet lekarze podejrzewali, że to efekt szczepienia (16 lat temu nikt aż tak nie bał się mówić o takich rzeczach).
G: Gdy zaszłam w pierwszą ciążę, mój mąż dużo czytał o szczepieniach – nie dlatego, że chcieliśmy nie szczepić, ale dlatego, że chcieliśmy podjąć tę decyzję mając jakąś wiedzę. Nasze poszukiwania doprowadziły nas do takiej właśnie decyzji.
-
Skąd czerpaliście wiedzę na ten temat?
G: 7 lat temu jedynym źródłem wiedzy w tym temacie był internet i zagraniczne publikacje. To było przekopywanie się przez sprzeczne opinie, poszukiwanie wiarygodnych wyników badań i czytanie historii rodziców, którzy podjęli taką, a nie inną decyzję. Trochę inaczej niż teraz szukaliśmy tej wiedzy – docieraliśmy raczej do źródeł, czyli: kto wymyślił szczepionkę przeciw polio i jak jest ona przygotowywana? Niemałym szokiem było odkrycie, że facet, który ją wymyślił parę lat później przyznał, że polio nie istnieje… Próbowaliśmy też zrozumieć działanie szczepień – dlaczego niektóre są podawane co kilka lat? Dlaczego w Polsce szczepi się już w pierwszej dobie życia, a w Kanadzie dopiero od drugiego roku życia dziecka? Trafialiśmy na tonę szokujących praktyk, jak np. ta, że dzieciom, które zachorują na różyczkę podaje się po przebytej chorobie szczepionkę przeciw różyczce… nadal nie wiemy, dlaczego.
- Czy jest jakaś szczepionka, której podania boicie się najbardziej?
G: Kiedyś bałam się MMR, a także szczepionki przeciw polio, bo dotarłam do źródeł, które potwierdzały, że 99% zachorowań na polio w ostatnich 20 latach to zachorowania poszczepienne. Teraz najbardziej boję się szczepionki przeciw HPV, głównie dlatego, że jest to produkt (podkreślam słowo produkt), którego skutki uboczne i efekty nie zostały przebadane. Liczba ofiar tej szczepionki jest przerażająca. Nie rozumiem, jak można było dopuścić do tego, żeby w obiegu znalazła się szczepionka, której pełne badanie zakończy się dopiero za kilka lat. Nasze dzieci mają być królikami doświadczalnymi w tym badaniu. A naprawdę, w tym przypadku wystarczy regularna cytologia. Jeżeli matka woli narazić zdrowie swojej córki podając nieprzebadany produkt, zamiast nauczyć ją regularnego badania u lekarza, to jest to jej wybór. Ja wolę mieć inny.
Ł: Ja się bardziej boję ilości szczepień, a nie samych szczepionek. Bo na zdrowy rozum – czy człowiek dorosły przyjmuje na raz 5 antybiotyków? Nie, bo wiemy, że mimo że antybiotyki leczą, to też osłabiają organizm. Wszyscy lekarze wiedzą, że organizm potrzebuje ok. 6 miesięcy na regenerację po kuracji antybiotykowej. A naszym dzieciom, malutkim noworodkom w pierwszym roku życia polski system chce podać 7 do 11 takich „antybiotyków” (czyli szczepionek, które podobnie jak antybiotyki wspomagają organizm w walce z chorobami), w większości przypadków łączonych po 3 do 5 w jednej dawce. Coś tu jest nie tak!
-
Czy bierzecie pod uwagę podanie swojemu dziecku jakiejkolwiek szczepionki?
G: Ja tak. Wiem, że różyczka jest chorobą szczególnie niebezpieczną dla dziewczynek i teraz, kiedy moje dziecko ma już silny system odpornościowy, byłabym w stanie podać tę szczepionkę. Oczywiście pojedynczo, a nie łączoną tak jak jest to praktykowane w Polsce. Podejrzewam, że robiłabym to z duszą na ramieniu i nie spałabym przez kolejne 2 tygodnie obserwując dziecko, ale do tej jednej szczepionki jestem w jakimś stopniu przekonana.
Ł: Ja wolałbym nie, ale teraz już mniej boję się podawania szczepionek, bo wiem, że moje dziecko ma już zbudowany system odpornościowy i jakoś to dźwignie niż wtedy, gdy miała 6 miesięcy czy rok.
-
Jak czuje się wasze dziecko? Czy odczuwacie jakieś skutki niepodawania szczepionek?
G: Jak czuje się moje dziecko… Ciągle choruje, jest ospałe… Tak powinno to brzmieć? 🙂 Moje dziecko to okaz zdrowia i wulkan energii z ogromnym apetytem na warzywa. Swój pierwszy antybiotyk dostała dopiero w wieku 4,5 roku z powodu zapalenia pęcherza. Przeziębienia przechodzi szybko (maksymalnie tydzień, z czego 3 dni to wysoka temperatura), odporność ma bardzo wysoką w porównaniu do jej rówieśników, którzy są kilka razy w roku na antybiotykach, a przeziębienia sezonowe przechodzą 2-3 tygodnie w solidnych męczarniach. Nie upieram się przy tym, że to efekt braku szczepień, być może trafił się nam taki zdrowy egzemplarz.
Ł: To na pewno od braku szczepień. Widzę dzieci znajomych, które były szczepione i najbardziej chorowały właśnie po podaniu szczepień, a później to było błędne koło: osłabione po szczepieniu dziecko łapie przeziębienie, przechodzi je ciężko, dostaje antybiotyk, choruje jeszcze dłużej itd. W dodatku te dzieci są apatyczne, mają białą cerę i szybko się męczą. To pewnie też kwestia białej diety (białe bułki, białe mleko, białe serki, biały cukier), ale jaka jest prawdziwa przyczyny nigdy się nie dowiemy…
Jeżeli szukacie więcej informacji na temat szczepień, zapraszamy do zapoznania się z książką „Szczepienia – przegląd ważnych badań” – http://bit.ly/2axoRpP